Przejdź do głównej zawartości

MyStory.

Jak zacząłem?

W wieku 7 lat mój tata, za co mu bardzo dziękuję wprowadził impuls który przeszedł przez całe moje ciało, a ten sam impuls krąży po mnie do dzisiaj. Pewnego dnia tata powiedział że robimy 40 pompek. Byłem pod ogromnym wrażeniem - mój tata już wtedy nie był atletycznej budowy delikatnie mówiąc, a był wstanie to zrobić gdy ja nie potrafiłem wykonać 5 powtórzeń. Nie pamiętam czy mój tata dalej ćwiczył, raczej nie, pamiętam tylko że, gdy tata przychodził do domu wieczorem po pracy chwaliłem mu się że zrobiłem łącznie 80,90,100... Po jakimś czasie to po prostu wygasło a skupiłem się na brzuchu. Swego czasu słyszałem ,że Cristiano Ronaldo robi 3000 brzuszków dziennie więc starałem się do tego dążyć,niestety zatrzymałem się na 800 i się zniechęciłem. Przez okres przerwy miałem kilka zainteresowań - koszykówka, boks, football freestyle,ale głównie jak prawie każdy chłopiec w Polsce chciałem zostać piłkarzem. Rodzice zapisali mnie do klubu, nie byłem tam długo rodzice szybko wypisali mnie ze względu na oceny,a mi samemu się tam nie podobało, możliwe zbyt wysoki poziom na mnie, zła atmosfera, bogate dzieciaki sami rozumiecie.Wróciłem do robienia pompek i brzuszków, a granie w piłkę na łące mi wystarczyło. Kiedy przyszedłem do gimnazjum wraz z kolegami wpadliśmy tą fale która dzisiaj kosi niezłe żniwo - siłownia. Kolega Mikołaj miał w piwnicy sprzęt (ławka, sztanga, parę hantli, rowerek) po starszym bracie.Umawialiśmy się w trójkę dwa razy w tygodniu, ale to nie było to. 

Potem był jeszcze krótki epizod z siłownią na osiedlu ,ale czułem że to nie dla mnie i wolałem swoje treningi. Z czasem zacząłem się bardziej interesować trenowaniem z własną masą ciała, poznawałem nowe pompki,nowe ćwiczenia na brzuch,zacząłem trenować też inne partie, barki, nogi, plecy itd.Trudno też nie wspomnieć o tym że wróciłem do grania w piłkę. Zapisałem się do klubu, tam miałem swoje początki, mniej lub bardziej udane, ale z wytęsknieniem czekałem na każdą sobotę by zagrać kolejny mecz i do tego zacząć go w pierwszej jedynastce. Szło świetnie, zacząłem treningi z drużyną seniorską i wzięto mnie na mecz towarzyski w którym jednak nie zagrałem,no cóż bywa hahaha. I tak byłem zadowolony bo rywalizowałem z przeciwnikami z rocznika 97' czyli 3 różnicy. Kiedy był wyraźny progres, w międzyczasie moja piłkarska kariera szła ku końcowi. W wakacje na orliku skręciłem kostkę, jakoś mnie to nie zraziło kiedy jeszcze miałem gips planowałem jak szybko wrócić do pełni formy. Pomyślnie wróciłem na boisko nie minęły dwa miesiące kiedy złamałem kość koło kostki w drugiej nodze. To już mnie trochę zagięło, moje samopoczucie nie miało się wtedy za dobrze. Po wyleczeniu znowu wróciłem ,ale to już nie była moja gra, czułem się słabszy, mniej pewniejszy, zaczęło mnie boleć kolano i dysk w plecach. Po długim namyśle postanowiłem zakończyć granie w piłkę,ale...wiedziałem że ja tak nie dam rady. Musiałem znaleźć coś innego. I trudno się nie domyślić jeśli piszę tego bloga...znalazłem. A co to jest przekonacie się w części trzeciej.Tymczasem do was pytanie.Jakie były wasze sportowe epizody? Peace out!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

AND THE NEW..

Boks olimpijski Tak, dokładnie. Po zawróceniu z drogi zwanej piłką nożną, postanowiłem postawić sobie barierkę naprawdę wysoko. Chciałem czegoś co będzie prawdziwym wysiłkiem a nie zwykłym treningiem. Tata kiedyś boksował i od lat mnie od czasu do czasu do tego namawiał, więc zacząłem się nad tym zastanawiać. Gdy tak rozmyślałem, podczas mojej rozmowy z moją dziewczyną wspomniała ona że bardzo podoba jej się boks i lubi popatrzeć na walki bokserskie w telewizji. Stwierdziłem tak to jest to! Nigdy chyba nie przepadała za piłką, nie przychodziła na mecze, poza wspólną miłością do Realu Madryt nie miała nic wspólnego z piłką nożną. Gdy wróciłem z pierwszego treningu była tak ciekawska że pytała dosłownie o wszystko. Pierwsze treningi były dla mnie naprawdę ciężkie, sądzę że gdyby nie trenowały również dziewczyny poddałbym się. Myśląc jak te wszystkie ćwiczenia są trudne, teraz wiem jak bardzo sie myliłem - nadszedł czas na sparingi. Nie było żadnych facetów początkujących ani mojej wag

Zadam ci pytanie.

Jutro też jest dzień. Czy to nie właśnie tak mówiły nasze mamy? Jasne, miały na uwadze nasze dobro, ale nigdy nie wiadomo czy to właśnie nie to wyrobiło u nas ten zły nawyk. Ludzie tak wiele spraw przekładają na jutro. Przekładają swoje spotkania biznesowe, spotkania z przyjaciółmi, spotkania z bliskimi, przekładają swoje plany i marzenia - zacznę ćwiczyć od jutra, jutra zacznę zbierać pieniądze na podróż, jutro pomyśle nad swoją firmą. A co gdybym powiedział Ci że jutra nie będzie? Zastanów się ile rzeczy chcesz jeszcze zrobić, i z iloma sprawami zwlekasz. Ile razy szansa która była dla Ciebie naprawdę ważna, przeszła koło ciebie a ty machnąłeś ręką mówiąc "Będzie następna". Część znowu machnie ręką ,a niektórzy mam nadzieje nad tym pomyślą. Przekładając coś na jutro, wiemy że jutro tego prawdopodobnie nie zrobimy,bo już wczoraj było to za ciężkie. Ktoś mi zaraz wyskoczy z tekstem "Co ty możesz wiedzieć o życiu,masz 16 lat i gówno wiesz, moje marzenie to podró